środa, 4 marca 2015

Życiorys niezwykłego fizyka na ekranach kin

Tytuł: Teoria wszystkiego
Reżyseria: James Marsh
Scenariusz: Anthony McCarten
Czas trwania: 2 godz. 3 min.
Gatunek:  Biograficzny, Dramat

LINK  do zwiastunu. Stephen Hawking jest postacią Wam wszystkim znaną. Posiada niezwykły umysł, zdolny do ponad przeciętnych osiągnięć. Interesował się głównie czasoprzestrzenią, fizyką kwantową i termodynamiką. W 1974 dowiódł, że czarne dziury powinny wytwarzać i emitować cząsteczki subatomowe, więc nazwali to zjawisko "promieniowaniem Hawkinga". Uzyskał tytuł profesora, a także miał wiele swoich publikacji np. "Krótka historia czasu". W tym filmie reżyser skupił się jednak nie tylko na intelekcie i osiągnięciach naukowych głównego bohatera (a takich scen było wiele).
Jednym z ważniejszych wątków była jego miłość, i jego żony, Jane. Nie pozorne spotkanie, przemienia się w prawdziwe uczucie. Nie zostawiła go, mimo że odrzucił ją, aby się z nim nie męczyła. Zapewniała wiele razy, że ma świadomość, iż Stephen cierpi na stwardnienie zanikowe boczne i nigdy go nie zostawi. A jednak nie było tak różowo. Na początku jego choroby było pięknie, dbała o niego, dzieci, dom, byli szczęśliwą rodziną. Stan Hawkinga z wiekiem coraz bardziej się pogarszał. Początkowo miał tylko małe trudności z chodzeniem, później opierał się na kulach,zaczął jeździć na wózku i w końcu do niego dołączył syntezator mowy. Wtedy miarka się przebrała, to już było dla jego żony za wiele. I zaczęło się chrzanić. W sumie może już wcześniej w trawie piszczało, kto wie? W międzyczasie poznała w chórze kościelnym niejakiego Jonathana Jonesa. Staje się on szybko przyjacielem rodziny i oparciem dla Jane. I tak jak powiedziałam wcześniej zaczęło się sypać. W kinie byłam zbulwersowana i nienawidziłam pani Hawking. Naprawdę, nie wiedziałam jak można zrobić takie świństwo komuś, bo jest chory, a wcześniej zapewniała go o swojej wierności i miłości. Jednak przemyślałam wszystko jeszcze raz i poczytałam co nieco na potrzeby tego postu i doszłam do tego, że przecież każda historia ma swoje drugie dno. Małżonkowie spierali się ewidentnie o kwestię wiary (Stephen twierdzi, że wszystko można wyjaśnić naukowo i średnio wierzy w istnienie Boga) oraz było widać że on trochę gwiazdorzy, a ją to wkurza. Ponadto opieka nad chorym była dla niej ciężka i pewnie się czuła jakby miała czwarte dziecko, co sprawiało, że nie miała czasu dla siebie oraz na pewno doskwierała jej pewnego rodzaju samotność, której pomógł się jej pozbyć Jonathan. Dzięki tym argumentom zrozumiałam, że trochę nie dziwię się Jane, że od niego odeszła, ale dalej chowam do niej osobistą urazę. Jednak trzeba zauważyć że istnieje druga strona medalu i Stephen też jest winny tej separacji.
Film mi się zdecydowanie podobał i wiem że w stu procentach nie jest zrobiony tak jak na prawdę było, ale dobre i to. Scenarzysta chciał mnie ewidentnie poddenerwować i zrobił tak, że cały czas nie wiedziałam co się zdarzy i miałam w sobie naprawdę silne emocje. Zdecydowanie nie żałuję tego wyjścia do kina.


  
Myślicie, że ich rodzina przetrwała ten kryzys? A może to WY macie swoją teorię wszystkiego?

1 komentarz:

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. Mają dla mnie duże znaczenie i zachęcają do dalszej pracy :)