wtorek, 25 listopada 2014

W tramkach przez świat: Warszawa cz.2

Witam Was ponownie z postem o Warszawie :)

Po w miarę zjadliwym śniadaniu w internacie, spakowaliśmy się i ruszyliśmy powoli w drogę powrotną do Gdyni. Po drodze zatrzymaliśmy się w trzech miejscach. Pierwszym z nich było studio Telewizji Polskiej. Gmach po zewnętrznej stronie prezentował się wspaniale, a po wewnętrznej nie koniecznie. Taki budynek na pokaz. W środku przewodnik pokazał nam studio sportowe (zdj 1, 2 i 4 licząc od lewej do prawej) i studio programu "Świat się kręci" (zdj 5). Potem zobaczyliśmy małe muzeum, którym były stare sprzęty używane w latach 70-tych.


Potem wybraliśmy się do Pałacu w Willanowie. Mieliśmy bardzo miłą panią przewodnik, więc czas minął nam szybko i przyjemnie :)


Następnym punktem wycieczki było Muzeum Powstania Warszawskiego. To miejsce mnie zachwyciło. Gdy się wchodzi nie w sposób zauważyć przygaszonego światła nadającego niezwykłą atmosferę. Cały obiekt jest zrobiony bardzo nowocześnie - jest wiele zdjęć i filmów, można obejrzeć krótką projekcję w sali kinowej, tekst na ścianach jest napisany w dwóch językach. Aby jeszcze bardziej urozmaicić te miejsce na ścianach powieszono kartki z kalendarza w czasie powstania. Jest na nich napisane co się działo danego dnia. 


Po zwiedzaniu, wsiedliśmy do autokaru i byliśmy w pod szkołą dopiero koło północy.

Podobają się Wam takie typu posty?

wtorek, 18 listopada 2014

W trampkach przez świat: Warszawa cz.1

W pewną przepiękną, ale mroźną listopadową noc wyruszyłam z moją klasą oraz kilkoma innymi na podbój naszej stolicy - Warszawy. Po sześciogodzinnej jeździe autokarem, z przystankiem na śniadanko w McDonaldzie, dotarliśmy do pierwszego punktu naszej wycieczki - Zamku Królewskiego. Jest to miejsce z wielkim przepychem, jak u króla powinno być. Został wzniesiony w XIV wieku przez księcia mazowieckiego Bolesława II. W 1939r. został bestialsko zniszczony przez Niemców jak i zresztą większość stolicy. Po drugiej wojnie światowej został odbudowany na wzór tak jak wyglądał przed nią.


Robią wywiad :)

Drugim miejscem jakie odwiedziliśmy był Sejm. Zanim weszliśmy zostaliśmy skontrolowani. Przeglądali nam torby, telefony trzeba było zostawić na dole w szatni, przechodziliśmy przez bramki jak na lotnisku. Gdy weszliśmy do budynku zaprowadzili nas do sali, gdzie pewien pan opowiadał nam różne rzeczy. Nawet trochę udało mu się być zabawnym, ale mówił takim oficjalnym i wyuczonym językiem, że nie dało się tego nie odczuć. Okazało się, że trafiło nam się szczęście i w tym samym czasie przebywał w Sejmie prezydent i odbywały się obrady. Z drugiej strony nie mogliśmy oglądać wszystkich sal, ale na pocieszenie wpuścili nas na to posiedzenie. W tym momencie, gdy weszliśmy przemawiał pan Schetyna. Samego prezydenta nie widziałam, ze względu na miejsce, w którym siedziałam, ale rozpoznałam pana Millera, Palikota i Sikorskiego. Zdjęć nie można było robić, ale mam jedno całego gmachu z oddali.

Jeżdżąc sobie po Warszawie zobaczyliśmy wiele rzeczy nawet nie wysiadając z autokaru. Zapamiętałam kilka miejsc, które są z pewnością warte uwagi. Jest pewna stara ulica, na której znajduje się wiele bardzo ładnych ambasad. Zdziwił mnie widok Pałacu Prezydenckiego , który w telewizji wydawał mi się taki wielki, rzeczywiście jest wciśnięty pomiędzy kamienicami. Od razu się ucieszyłam się gdy przejechaliśmy na rondzie obok wielkiej plastikowej palmy, którą kojarzyłam z serialu "Wawa Non Stop", który czasem zdarzało mi się obejrzeć. Widzieliśmy również kilka kościołów m.in ten, w którym organistą był przez pewien czas Fryderyk Chopin.

Trzecim miejscem jakie odwiedziliśmy był pałac na wodzie ostatniego króla Polski, zwany Łazienkami. Była to przed laty letnia rezydencja Stanisława Augusta Poniatowskiego. Na trawie było wypuszczonych kilka pawi oraz udało nam się zobaczyć buszujące wiewiórki :)



 Kolejnym punktem zwiedzania okazał się nasz Stadion Narodowy. Po pokonaniu z tryliarda schodów muszę powiedzieć, że widok robi wrażenie. Gdy weszliśmy na samą górę przyznam, że aż się zaczęłam troszeczkę bać, ponieważ było tak wysoko. Bardzo ciekawą pomysłem jest możliwość przejazdu na tyrolce przez cały stadion. Muszę to kiedyś zrobić :)

Następną atrakcją były Powązki. Było już ciemno i mogło się zdawać, że jest upiornie, zwłaszcza, że odwiedziliśmy najstarszą część cmentarza. Po ogólnym przejściu i staraniu się nie zbić żadnego znicza nasz przewodnik, pan Sebastian pokazał nam Aleję Zasłużonych. Znajdują się tam mogiły najważniejszych polskich osobistości, ale w tym momencie Aleja już jest zamknięta. Znajduje się tam m.in Władysław Reymont. Oprócz tych, którzy są w Alei, jest jeszcze wiele innych ważnych ludzi. Spoczywa tu też np. Henryk Sienkiewicz, Czesław Niemen i Maria Kownacka, na której grobie siedzi Plastuś znany z jej książek.

Potem pojechaliśmy do internatu (ku uciesze wszystkich z przerwą po drodze na zakupy w Biedronce). Posiedziałam godzinkę czy dwie z koleżankami i kolegami, aż zaczęła się cisza nocna, a niedługo potem padłam z powodu zmęczenia i zbyt wielu wrażeń. Nie spałam długo - tylko do 7 :)

Byliście kiedyś w Warszawie? Co zobaczyliście? Podobają się Wam tego typu posty? Chcecie część drugą?

sobota, 15 listopada 2014

Obecność (2013)

Tytuł: Obecność
Reżyseria: James Wan
Scenariusz: Chad i Carey Hayes
Czas trwania: 1 godz. 52 min
Gatunek: Horror

 Obecność to film do jakiego podchodziłam z lekkim dystansem. Bardzo chciałam go obejrzeć, bo to podobno najlepszy horror kilku ostatnich miesięcy. Z drugiej strony koleżanki mówiły, że jest taki straszny, że się posikam w majty, a ja niczym jak małe dziecko potem boję się spać.
 I w takim momencie pojawia się dylemat: obejrzeć czy nie obejrzeć? Po roku zastanawiania się znalazłam kompromis. Obejrzałam go po południu, gdy wszyscy domownicy byli w domu i trochę tego żałuję, ponieważ w ogóle nie było atmosfery do oglądania horroru. Także nie popełniajcie mojego błędu.

Historię poznajemy, gdy do starego domu wprowadza się małżeństwo z pięcioma córkami. Jak w większości klasycznych film grozy o egzorcyzmach  zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Pies szczeka w nocy, a rano zostaje znaleziony martwy. Czuć zapach zgniłego mięsa i mimo ciągle podkręcanej temperatury wciąż jest zimno. Jednak najgorsze dopiero przed nimi. Pewnej nocy jedna z dziewczynek, Christine, czuje, że ktoś ciągnie ją za nogi, gdy śpi. Myśli, że to jej siostra Nancy, jednak ona leży grzecznie w łóżku obok.
Tymczasem najmłodsza córka mówi, że ma nowego przyjaciela i można go zobaczyć jedynie w lusterku jej nowej zabawki, którą znalazła nad jeziorem, które znajduje się przy domu. Zdesperowana matka owej nieszczęsnej rodziny odnajduje małżeństwo, które zajmuje się zjawiskami paranormalnymi - Eda i Lorraine Warren. Dowiadują się straszliwej prawdy o miejscu, w którym mieszkają. Łowcy duchów rozstawiają sprzęt i wtedy dopiero zaczyna się zabawa...

Nie posikałam się w majty, a tego - oczywiście w przenośni -  oczekiwałam.
 Serce podskoczyło mi do gardła może dwa, trzy razy. A to na dziewczynkę, która piszczy gdy zobaczy pająka to naprawdę nie wiele. Film niestety zawiódł trochę moje oczekiwania.  Spodziewałam się jakiejś petardy sprawiającej, że będę bała się spojrzeć pod łóżko, skoro to taki super straszny film. No cóż, wyszło jak wyszło. Jednak nie mogę powiedzieć, że "Obecność" jest zła. O nie, nie, nie. Ponura atmosfera była, a zwłaszcza pod koniec.
Aktorzy dobrani idealnie do ról, a tak powinno być w każdym filmie. Wszyscy świetnie się spisali. Ron Livingston świetnie się sprawdził jako głowa rodziny z dobrotliwym spojrzeniem spaniela. Lili Taylor została matką pięciu dziewczynek, a i tak została gwiazdą tego wieczoru. Patrick Wilson bardzo przypominał mi lekarza z pewnego programu, który oglądam zawsze w nocy, gdy do mnie przyjeżdża kuzynka. Nie tylko wyglądem, ale wszędzie chodził, pomagał a na koniec odwalił kawał dobrej roboty. Vera Farmiga zachwyciła mnie jako pełna gracji kobieta obdarzona darem widzenia demonów. Nawet dziewczynki mimo swojego młodego wieku wypadły świetnie! A zwłaszcza brawa się należą aktorkom grającym Christine i April. 
Podsumowując, film mi się podobał, ale zabrakło tego najważniejszego, czyli dużej dawki strachu.


wtorek, 11 listopada 2014

Happy B-day Leonardo!

Dzisiaj swoje 40 urodziny obchodzi słynny amerykański aktor - Leonardo DiCaprio. Jestem zdziwiona, że to już okrągła czterdziestka! Co możemy mu życzyć?
Ja z pewnością jeszcze wielu sukcesów, wymarzonego Oscara i wybranki swojego serca. W ciągu tych czterech dekad zdążył już wiele osiągnąć.
 Przyjrzyjmy się jego osobie.

Anegdota mówi, iż w czasie ciąży matka DiCaprio często odwiedzała różnego rodzaju wystawy i muzea, twierdząc, że kontakt ze sztuką od najwcześniejszych dni uczyni z jej dziecka artystę. Podczas jednej z takich eskapad poczuła, że synek zaczyna się poruszać, a ponieważ stało się to, kiedy podziwiała jeden z obrazów Da Vinci zdecydowała się na nazwanie swojego dziecka imieniem mistrza - Leonardo.
Za jego pierwszym poważny film uznaje się "Chłopięcy świat". Zagrał tam u boku Roberta De Niro i Ellen Barkin. (Myślę, że obejrzę go za jakiś czas i się podzielę z wami moją opinią)

1993 "Co gryzie Gilberta Grape'a"
Leonardo zagrał tam chorego umysłowo brata głównego bohatera (Johnny Deep), Arniego.
 Moim zdaniem świetnie wcielił się w rolę i na prawdę wyglądał na chorego. Zresztą, nie tylko ja, ale wiele krytyków wydało takie opinie. Za tę rolę dostał nominację do Oscara, ale niestety jej nie dostał.

1997 "Titanic"
Klasyka kina. Chyba każdy z nas go zna. Zagrał tam emigranta, Jacka Dawsona, który poznaję bogatą dziewczynę z dobrego domu. Od chwili obejrzenia tego filmu stał się moim ulubieńcem.

2010 "Incepcja"
Tym razem wciela się w złodzieja, który ma możliwość wszczepienia myśli w umysł śpiącego mężczyzny. Jak zawsze Leo wypadł genialnie.

Ciekawostki:
  • Jack Nicholson namawiał Leonarda do zmiany imienia na Luke, ponieważ wtedy wszyscy aktorzy grający w filmie "Infiltracja" nosiliby imiona biblijnych ewangelistów.
  •  Na planie filmu "Krwawy diament" aktor doznał urazu i został przewieziony do szpitala w miejscowości Nelspruit w RPA.
  •  W 2013 roku reklamował azjatycką whiskey Jim Bean.
  •  W 2007 roku zajął pierwsze miejsce na liście najbardziej wpływowych osób, które kształtują świat. Znalazł się w rankingu magazynu "Time" w gronie takich osobistości, jak Królowa Brytyjska Elżbieta II, Arnold Schwarzenegger, Angelina Jolie czy Bill Gates. 
  •  Wraz z 400-oma innymi kandydatami był brany pod uwagę do roli Anakina w filmie "Gwiezdne Wojny: Część II - Atak klonów". Ostatecznie angaż otrzymał Hayden Christensen. 


  
Lubicie tego aktora? Czego mu życzycie? Podzielcie się swoją opinią :)
 źródło informacji i zdjęcia: filmweb, gif: google grafika

wtorek, 4 listopada 2014

"Nie ma sensu nienawidzić kogoś kogo kochasz. Naprawdę kochasz."

Zachęcona obsadą obejrzałam film "John Lennon. Chłopak znikąd."Jak sama nazwa wskazuje, opowiada on historię Johna Lennona, kultowego piosenkarza, założyciela zespołu The Beatles. Osobiście lubię ich muzykę, mimo że jest "stara".Film ukazuje nam początki artysty, ważne momenty jego młodego życia. Akcja rozgrywa się w okresie, kiedy John miał około 15 lat i poznał swoją matkę. To ona wprowadza go w świat muzyki, od którego ciotka Mimi chciała go chronić.Lennon miał smutne życie. Aaron Taylor-Johnson moim zdaniem bardzo dobrze poradził sobie z pokazaniem tego. Pochwała należy się także Ane-Marine Duff. Świetnie zagrała małe szaleństwo matki. Widać, że aktorzy bardzo zaangażowali się w swoje role. Pokazali emocje, jakie zapewne władały bohaterami. Thomas Brodie-Sangster (Paul McCartney) specjalnie nauczył się grać na gitarze lewą ręką. Uważam, że akcja została dobrze rozłożona na części filmu. Właściwie w każdym momencie czegoś się dowiadujemy, dzieje się coś nowego. A co najważniejsze, film w miarę zgadza się z rzeczywistością.  Do tego jest prawdziwy, nie wieje sztucznością i nie jest to naciągana biografia z suchymi faktami. Szczerze mówiąc, nie znam za bardzo dokładnej historii Lennona i reszty, jednak wydaje mi się, że i tak warto zobaczyć.Nie spodziewajcie się jednak zbyt wiele - film jest tylko o POCZĄTKACH, kiedy zamiast The Beatles było jeszcze The Quarrymen. Ostrzegam was, bo wiem, że niektórzy liczyli na więcej. Mi osobiście tyle wystarcza.